BAL wyzróżnik

BAL KARNAWAŁOWY DOMOWEGO KOŚCIOŁA

Alleluja.
Chwalcie Boga w Jego świątyni,
chwalcie Go na wyniosłym Jego nieboskłonie!
Chwalcie Go za potężne Jego czyny,
chwalcie Go za wielką Jego potęgę!
Chwalcie Go dźwiękiem rogu,
chwalcie Go na harfie i cytrze!
Chwalcie Go bębnem i tańcem,
chwalcie Go na strunach i flecie!
Chwalcie Go na dźwięcznych cymbałach,
chwalcie Go na cymbałach brzęczących.
Wszystko co żyje, niech chwali Pana!
Alleluja.

/psalm 150/

Po latach „covidowej posuchy” gdy zaraza wydaje się odpuściła, obostrzenia zelżały, a sam mikrob stał się mniej zjadliwy (oby go Bóg do końca pogromić raczył), nadarzyła się okazja by – „zabalować”. Naturalnie tańce, hulanki, swawole nie są programowym numerem jeden w Domowym Kościele, ale wychodząc z założenia, że „jaki do tańca taki do różańca” – ów taniec trzeba było sobie przypomnieć i zastosować w praktyce – o co na każdym balu przede wszystkim wszak chodzi. Zatem panie z eleganckich toaletach, panowie (jak zwykle) gustowni i skromni – zjawili się w stosownej porze – niekiedy jadąc z dość odległych zakątków naszej diecezji.

Obojna obok Stalowej Woli wielką aglomeracją nie jest, więc nawet piszący te słowa kierował się wskazaniami GPS by na miejsce spotkanie skutecznie dotrzeć. Zatem całkiem na uboczu, w niepozornie wyglądającym (aczkolwiek stosunkowo świeżym) budyneczku zwanym „spichlerzem” na Madejówce, w ten niezapomniany sobotni wieczór, który do późnej nocy się przeciągnął, 28 par formujących się w naszej wspólnocie, ale nie wyłącznie – spotkało się by się radować sobą, tańcem, sobą nawzajem i nieodmiennie całkiem przyzwoitą wyżerką. Byli z nami Regina i Mariusz Cyganowie – nasza obecnie pełniąca posługę para diecezjalna (jako ciekawostkę należy dodać, że na parkiecie można było potkać dwie poprzednie pary diecezjalne), dotarł (gdy tylko obowiązkom uczynił zadość) i bawił się z nami też moderator diecezjalny Domowego Kościoła ks. Dominik Żelazko z mamą. O oprawę muzyczną (wszechstronną) zadbał Piotrek Rut i jego gitara też miała coś do powiedzenia.

Czas płynął szybko. Przetykane posiłkami bloki taneczne szły jeden po drugim. Różnorodność muzyczna rodzimego typu „od lasa do sasa” była w stanie zadowolić nawet najwybredniejsze gusta muzyczne. Zaczęliśmy – ponieważ balu inaczej nie można zacząć od – chodzonego czyli poloneza. To zatańczyć umie każdy kto umie chodzić – więc nie było zmiłuj się, dyspenzy czy innych przywilejów. Potem już poszło i brzmiało co tylko się dało – byle do rytmu. Rytmy afrykańskie, disco (w tym polo i italo), pop, rock, folk, rock and roll. Były widziane występy solowe, wężyki, kółeczka i nieśmiertelna „belgijka”. Gdyby ktoś myślał, że w tym zestawieniu brakło klasyki – jest w błędzie. Klasykę trzeba odpowiednio zaaranżować, a wręcz wykorzystać. Zatem nasz walc był „czekoladowy”. Panowie fundowali paniom (dla osłody) tabliczkę czekolady przy okazji proszenia do tańca, zaś dochód z tego wydarzenia zasili konto Stowarzyszenia Przyjaciół Domowego Kościoła Diecezji Sandomierskiej, albowiem potrzeby naszego ośrodka rekolekcyjnego wciąż są konkretne i kosztowne. To tradycyjny element naszych bali karnawałowych.

Zabawa zabawą, ale i na poważnie też coś było. Powodowani troską o stan osobowy naszego seminarium duchownego podjęliśmy się „duchowej adopcji” wybranego kleryka. Polega to na objęciu takiego człowieka płaszczem modlitewnej opieki. Jest to kwestia dramatycznie poważna i niemożliwa do zaniedbania. Poszła lista, każdy wybrał swego i … modlimy się.

Bolące nogi i jadłowstręt to dwa elementy potwierdzające fakt, że zabawa była udana.  Innymi słowy głodny z lokalu nikt nie wychodził, a bolące nogi to swoiste zwiastowanie jutrzejszych zakwasów. Gdy się żegnaliśmy nocy już zbyt wiele nie zostało, więc wybierający się na poranną mszę świętą uczestnicy balu mieli do wyboru dwie opcje: nie kłaść się wcale względnie włączyć tryb – szybkie spanie. A kto nie był – niech żałuje, że tak zachęcę do jego (miejmy taką nadzieję) przyszłorocznej edycji.


Facebook


Twitter


Youtube

 

Tags: No tags

Comments are closed.