KOŚCIÓŁ ŻYWY
Idea „żywego Kościoła” pojawiła się w oazach pod niewątpliwym wpływem soborowej Konstytucji o Kościele „Lumen Gentium”. Przez to określenie rozumie się w Ruchu wspólnotę wierzących, zgromadzoną wokół Chrystusa i napełnioną Duchem Świętym; dzięki Jego obecności taka wspólnota staje się źródłem jedności i poczucia wspólnoty między wierzącymi. „Kościół żywy” jest więc tam, gdzie ludzie wierzący trwają we wspólnotach, budując nowe życie w sobie i pośród innych.
Ponagleni tą intuicją, rozeznając istotną potrzebę zgłębienia tego zagadnienia, spotkaliśmy się w gronie wspólnoty rekolekcyjnej w naszym ośrodku rekolekcyjnym, który jak wiemy mieści się w Uhercach Mineralnych. Od piątkowego (20.10.2003) wieczoru do niedzielnego popołudnia (22.10.2023) wyszliśmy z rytmu powszedniej codzienności, zabiegania i troski w ten równie dynamiczny, ale wyizolowany ze świata – rytm rekolekcyjny.
Rekolekcje, jak wiadomo prowadził Jezus Chrystus z Duchem Świętym ustami o. Andrzeja Nogi (OMI) oraz ks. Edwarda Zielińskiego, których wspomagali po stronie świeckiej goście specjalni, weterani ruchu i Domowego Kościoła Maria i Stanisław Lelkowie z pobliskiego (względem Uherc) Leska.
KOŚCIÓŁ DOMOWY – KOŚCIOŁEM ŻYWYM
W wyznaniu wiary powtarzamy: „wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. Skoro Kościół w uznaniu jego Ojców jest tak istotny, że trafia do wyznania wiary, zrozumiałe jest, że musi być on żywy w nas i przez nas we wspólnocie. Naturalnie źródłem życia Kościoła jest Jezus, który powołał go do istnienia i przebywa w nim „przez wszystkie dni aż do skończenia świata”. Te trudne i głębokie prawdy teologiczne podczas tych rekolekcji zgłębialiśmy jak na Domowy Kościół przystało w kontekście naszych zobowiązań. Oto, co wydaje się być trudne z teologicznego punktu widzenia, staje się o wiele łatwiejsze gdy przyjrzymy się z pozycji życiowego, codziennego doświadczenia.
O życiu mówimy wtedy gdy możemy zaobserwować zachodzące „procesy życiowe” – tak uczy biologia. Życie Kościoła też takie wewnętrzne procesy posiada, a w Domowym Kościele są nimi „zobowiązania”, zaś konkretniej ich realizacja. Dzięki nim widzimy jak obumiera w nas „stary człowiek” i rodzi się ten nowy – „duchowy”. Gdy krąży w nas Duch Słowa Bożego, który pobudza do działania, wtedy z medytacyjnej zadumy płynnie umiemy przejść do realizowania „miłości” w życiu codziennym. Wtedy łatwiej o podejmowanie trudu „diakonii” – czyli b e z i n t e r e s o w n e j posługi. Gdy pozostajemy w stałej łączności modlitewnej z Jezusem, włączamy w nią również współmałżonka i resztę rodziny. Tak tworzy się wspólnota „kościoła domowego” żyjącego w rodzinie. To zapewnia jej stałą ochronę przed natarczywością propozycji deprawacji dopływających zewsząd w świecie zewnętrznym. Niezbędne korekty i istotę trapiących nas problemów rozpoznaje się na dialogu wdrażając jako jego efekt konkretne reguły. Rekolekcje – gdzie te procesy podłącza się pod „modlitewny respirator”, reanimuje je „Słowem Bożym”, zaś rehabilituje „regułą życia”.
ZOBACZCIE JAK ONI SIĘ MIŁUJĄ
Nic tak nie potwierdza suchej teorii jak praktyka. Nic tak nie umacnia na duchu jak świadectwo, że praktykowanie „zobowiązań” jest możliwe, mało tego – może być przyjemne i niekiedy zabawne. O tym jak przez z górą czterdzieści lat żyją i funkcjonują one w małżeństwie opowiedzieli nam Marysia i Staś Lelkowie. Para niemalże legendarna, niezwykle doświadczona, absolutnie otwarta. Razem mają 163 lata i wcale nie przeszkadza im to z radością podchodzić do życia, które przecież toczy się tu i teraz. Bez oporów opowiedzieli nam jak oni realizują zobowiązania. Jak ich rozumienie i praktyka zmieniała się, dojrzewała na przestrzeni lat. Co konkretnego daje im tak skrupulatne ich wypełnianie – a konkluzja mogła być tylko jedna – dobre życie. Dobre życie nie oznacza łatwego życia, nie oznacza braku problemów i kłopotów, nie oznacza bezbłędności. Dobre życie to konsekwentne zmierzanie w obranym kierunku. Gdy trzeba przyśpieszyć to się przyśpiesza, gdy zwolnić to zwalnia, gdy skorygować, to koryguje.
WNIOSKI
Kościół o tyle będzie „żywy” o ile żywy będzie w nas Jezus. To On sprawi, że zaniesiemy Go współmałżonkowi, dzieciom i tym wszystkim ludziom, którzy mają z nami kontakt. Tak jak nasze życie trzeba karmić, ubierać, leczyć – tak samo odnosi się to do życia kościoła w wymiarze rodziny, kręgu, wspólnoty, parafii, świata. Kościół nie umrze, bo Jezus żyje, ale gdy my umieramy dla kościoła, to staje się on słabszy. Chorobą Kościoła jak wiemy jest grzech, ale na tę chorobę jest lekarstwo. Pokarmem Kościoła jest Jezus – nie zabraknie tylko trzeba się regularnie odżywiać, odzieniem Kościoła jest Boża Opatrzność, mądrością Duch Święty.
Mówimy często, że Jezus jest głową Kościoła. To prawda. My jesteśmy jego sercem, a o serce trzeba dbać. Kościół jest żywy dla nas o tyle, o ile my żyjemy dla Kościoła. Źródło tak czy inaczej jest jedno. Obfite, niewyczerpane, chętne, dostępne. To od nas zależy czy z tego źródła wypłynie rzeka.