Pragnę dać świadectwo działalności Boga w moim życiu, małżeństwie, rodzinie i wspólnocie. Jesteśmy małżeństwem od 28 lat, mamy trójkę dorosłych dzieci i troje wnuków. Do Domowego Kościoła wstąpiliśmy trzynaście lat temu, gdy w naszym małżeństwie zaczynało się dziać źle: zaczęliśmy się oddalać od siebie, życie traciło sens. Gdy Ksiądz ogłosił w kościele, że zaprasza rodziny na spotkanie związane z pogłębianiem wiary, gdzie rodziny modlą się wzajemnie i ubogacają się, postanowiliśmy spróbować i tak to się zaczęło, rekolekcje, orary. DK otworzył nas na siebie, doświadczyliśmy siły wspólnoty i otwarcia się na Boga. Życie biegło i gdy się nic złego nie dzieje, to łatwo wierzyć, dawać świadectwa, łatwo iść przez życie. Wspólnota dała nam siłę i poczucie tego, że nie jesteśmy sami. Wszyscy borykamy się z różnymi problemami, dzieląc się doświadczeniami umacniamy się wzajemnie. Wszystko układało się dobrze: kochający mąż, praca, dorosłe dzieci już samodzielne. Wydawało się, iż teraz możemy spokojnie żyć, gdzieś wyjechać, coś zwiedzić. Zaczęliśmy planować. Jednak pewnego majowego dnia, zwykłe badanie lekarskie wykazuje guza – konieczna operacja. Po wnikliwych badaniach okazuje się, ze wyniki są złe (rak złośliwy) trzeba szybko operować i to w szpitalu specjalistycznym, nie można z tym zwlekać. W pewnym momencie załamałam się. Dlaczego mnie to spotkało? To już chyba koniec, jak ja przez to przejdę? Okazało się, że nie jestem sama. Mąż i dzieci zawsze były moją podporą. Ogromne wsparcie miałam od wspólnoty Oazy Rodzin – wszyscy zaczęli mnie wspierać modlitwą, ja to czułam. Będąc w szpitalu nie byłam sama, czułam przy sobie obecność Boga, wiedziałam, że nic nie może być inaczej jak Bóg zechce. Codzienna Eucharystia dawała mi spokój i wewnętrzną siłę. Wreszcie nastał czas ciężkiej operacji, a następnie seria chemioterapii, którą nieźle zniosłam dzięki modlitwie i łasce Bożej. Zawsze mogłam czerpać silę ze wspólnoty, czułam przy sobie bliskość Jezusa, który dawał mi spokój, siłę i wiarę, ze wszystko będzie dobrze. Bóg dał mi jeszcze jedna szansę, abym spojrzała na życie inaczej, abym się nie poddawała, zobaczyła inne wartości, dostrzegła drugiego człowieka i to, że mimo swej słabości mogę dawać radość i siłę innym ludziom.
Po półtorarocznej przerwie nowotwór wznowił swoje działanie i niestety kolejna próba jeszcze trudniejsza do zniesienia – kolejna chemia jeszcze mocniejsza. Straszne męczarnie po kolejnej chemii słabość, wyczerpanie organizmu. Jednak czułam przy sobie siłę modlitwy całej wspólnoty. Wsparcie męża i dzieci miałam zawsze, co pozwalało mi nie poddawać się. Brakowało mi jednak osobistego uczestniczenia w Eucharystii – spotkania z Chrystusem. Po czwartej sesji chemioterapii mój organizm był tak wyniszczony, że lekarze powiedzieli, ze kilka godzin później nie byłoby możliwości ratunku. Wtedy właśnie, gdy przez trzy dni leżałam sama na ogromnej sali, nie pozwolono mi nawet przekręcać się na łóżku, nie mówiąc o wstawaniu, myślałam ze to koniec mojego życia. Jednak mimo tego byłam wyjątkowo spokojna czułam przy sobie ciepło Bożej miłości, nie byłam sama, czułam obecność Chrystusa i nie bałam się śmierci. Wiedziałam, ze moje życie jest w dobrych rękach. Byłam spokojna, bo zaufałam Bogu bezgranicznie, oddałam Mu swoje życie. Względem mnie Bóg miał widocznie swoje plany. Wyniki po kilku dniach stopniowo się poprawiały, organizm się odbudował. Dokończyłam leczenie chemioterapią. Wiedziałam, że wspólnota Domowego Kościoła wraz z księdzem Krzysztofem modli się w mojej intencji. Ja to czułam, ponieważ wyjątkowo szybko nabierałam sił, byłam spokojna. Gdy pojechałam na kolejną wizytę lekarz był zdumiony, że wyniki w tak krótkim czasie były takie dobre. To co przeszłam nie da się opisać, ale wiem że było warto dotknąć choć troszkę cierpienia Chrystusa, ale wiem że bez Jego łaski i mocy nie byłabym wstanie przeżyć tego co przeżyłam i wiem, ze Bóg mnie nigdy nie opuścił w tym cierpieniu i w moim życiu zawsze jest obecny. To Bóg sprawił, że przez moja postawę i podejście do cierpienia dawałam siłę i wiarę innym. Dziękuję Bogu za kolejna szansę i Życie. Człowiek ma wpisane w swoje Zycie różne doświadczenia, ale wielką łaska jest je zaakceptować i z pokorą przyjąć, wtedy to życie ma sens. Dziękuję Panu za moją rodzinę i wspólnotę DK, oraz za każdy kolejny przeżyty dzień. Chwała Panu.
Nisko,25.03.2010r. par. Sanktuarium Św. Józefa
Maria